A A A

Czy PZD utrudnia wyłączanie się stowarzyszeń ze Związku? - 19.05.2017

Czy PZD utrudnia wyłączanie się stowarzyszeń ze Związku? - 19.05.2017

To pytanie w minionym tygodniu padło co najmniej kilka razy z ust dzwoniących lub piszących do KR PZD dziennikarzy. Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Wystarczy przypomnieć sobie, kto jest autorem obecnie obowiązującej ustawy o ROD, która wprowadziła taką możliwość. Czy zatem racjonalne i logiczne byłoby, gdyby autor tych zapisów, próbował blokować ich realizację? Najlepszą odpowiedzią na tak zadane pytanie są statystyki. Te zaś jasno wskazują, iż na ok. 250 ogrodów, które uznały za zasadne wyłączenie się ze struktur związkowych, problemy w sądzie rejestrowym miało zaledwie niespełna 3% z nich.

Skąd zatem zarzuty o tworzenie problemów nowym stowarzyszeniom? Odpowiedź jest prosta. „Złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy”.  Podobnie jest z tymi, którzy za wszelką cenę dążą do wyłączenia się z PZD. Tam, gdzie nie ma takiej woli większości działkowców, nie może być mowa o wyłączeniu się ogrodu. To właśnie demokracja jest największa przeszkodą w dążeniu do wyodrębnienia, bowiem nie wystarczy rzucić działkowcom kilka nośnych haseł, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo i przyszłość całego ogrodu, który składa się nie tylko z kilkunastu aktywistów gotowych do przejęcia władzy w ogrodzie.

To ustawa o ROD z 13 grudnia 2013 r. określiła warunki, jakie muszą być spełnione, by ogród mógł się wyłączyć. Nie są one wygórowane, o czym najlepiej świadczy ilość udanych wyłączeń, jakie zostały przeprowadzone po wejściu w życie ustawy, kiedy to Związek poddany został największej dotąd weryfikacji przez swoich członków. Patrząc na wyniki tychże zebrań wyłączeniowych, jakie miały miejsce w latach 2014-2016, jasne staje się, że tam, gdzie nie udało się ich przeprowadzić największym problemem okazał się całkowity brak poparcia dla idei wyłączenia. Działkowcy są bowiem zadowoleni z przynależności do ogólnopolskiej organizacji, mają poczucie bezpieczeństwa i wsparcie finansowe dla inwestycji, a przede wszystkim ogromne i bezpłatne wsparcie prawne, dlatego mając wybór, w 95% wskazali wolę i chęć pozostania w dotychczasowych strukturach PZD. Fundamentalną zasadą wyłączenia jest jednak to, by to większość działkowców, a nie grupka wichrzycieli, wyraziła taką wolę. I nie chodzi tu wcale o PZD, ale o niezbywalne i gwarantowane ustawowo prawa wszystkich użytkowników działek w danym ogrodzie. O tym, że w Polsce mamy do czynienia z demokracją stanowi Konstytucja RP, a nie PZD. W art. 2 zawarte jest zdanie, iż „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.

Dlatego też ustawa o ROD jasno wskazuje, iż w pierwszym terminie na zebraniu wyłączeniowym wymagana jest obecność 50% działkowców, która to w oparciu o demokratyczną wolę większości rozstrzyga o tym, czy dany ogród pozostaje w strukturach PZD. Jednak drugi termin zmniejsza kworum do 30%, jedynie minimalnie zwiększając do 2/3 wymóg większości głosów za. Czy jest coś niezrozumiałe czy dziwnego w tym, iż tak ważne dla całego ogrodu i działkowców decyzje winny zapadać większością głosów? Każdy, kto wie czym jest demokracja w ogrodzie przyzna, iż te warunki nie są wygórowane czy niemożliwe do spełnienia. Większość jest istotą demokracji. Demokracji, jeśli w ogóle należy przed czymś bronić, to przed mniejszościami, które przekonane o słuszności swoich poczynań, narzucają swoją wolę większości. Działkowa demokracja ma się jednak dobrze, o czym świadczą podnoszone niekiedy przez niektóre osoby i środowiska głosy w kwestii trudności w osiąganiu potrzebnego kworum do podjęcia decyzji, za które odpowiedzialność poniosą wszyscy. Decyzja o wyłączeniu się ogrodu ze struktur musi być decyzją większości, a nie wizją garstki osób, bowiem jednym z najważniejszych skutków jest to, że nie możliwości powrotu do PZD. Związek nie ma możliwości w żaden sposób utrudniać takich decyzji, zatem zgłaszanie przez co poniektóre media zarzutów pod adresem PZD w tym względzie to nieporozumienie. Nie istnieje żadna prawna możliwość zablokowania procesu wyłączania się działkowców ze Związku. Problemem pojawia się tylko i wyłącznie tam, gdzie dochodzi co naruszenia zasad i warunków ustawy, gdzie podejmuje się decyzje za plecami większości, gdzie fałszuje się listy obecności nie zawiadamia wszystkich działkowców o zebraniu wyłączeniowym. To nie w PZD tkwi problem, ale w nieuczciwości osób, które próbują oszukać ogrodową większość, by zrealizować własne, partykularne interesy. Trudno oczekiwać, by PZD milczał, gdy działkowcy z takich ogrodów ślą listy i skargi prosząc o prawne wsparcie i reakcję na próbę manipulacji, mataczenia i oszustwa. Działkowcy ci sami uczestniczą w tych postępowaniach przed sądami powszechnymi. Jedyną drogą w tym wypadku jest bowiem wyłącznie droga sądowa.

Problemy, jakie pojawiły się dotąd podczas procesów wyłączania się w głównej mierze spowodowane są naruszeniem przepisów ustawy o ROD, manipulacjami czy oszustwem. PZD podejmuje przewidziane prawem interwencje, a więc zgłasza  nieprawidłowości do sądu, jednak nie ma najmniejszego wpływu na ostateczny wynik tych spraw. To niezawisły sąd, według własnej swobodnej oceny i  uznania, rozstrzyga o tym, czy doszło do naruszenia prawa czy nie. I nie chodzi tu o błędy formalne, bowiem takie nie wstrzymują rejestracji nowego stowarzyszenia, a sąd zwyczajowo wzywa wówczas do ich usunięcia  w określonym terminie. Dotychczasowa praktyka jasno wskazuje, że sąd odmówił rejestracji stowarzyszeń tylko w tych wypadkach, gdzie doszło do jawnego nagięcia prawa, manipulacji lub oszustwa, na które nie może być zgody sądu. Za wadliwe uznaje się podstawianie słupów do głosowania, członków własnej rodziny, fałszowanie cudzych podpisów, itp. zdarzenia. Związek nie ma prawnej możliwości wetowania czy wstrzymywania wyłączania się stowarzyszeń. Wszelkie zastrzeżenia w tym względzie pochodzą od tych tzw. „mniejszości”, które mimo czynionych wysiłków, wciąż do swojej idei życia bez PZD nie potrafią przekonać ogrodowej większości, a za swoje porażki obwiniają Związek.

 

AH